Nielada wieczór zaproponował Scenie Otwartej Jacek Przybyłowicz - szef Baletu Teatru Wielkiego w Poznaniu - człowiek najwyraźniej do zadań specjalnych. Oto bowiem na artystycznie decyzyjnym stanowisku znaczącej i hołdującej tradycji instytucji zasiada tancerz i choreograf związazany z czołowym, nieustannie inspirującym, wyznaczającym trendy i odzywiającym krytykę izraelskim uniwersum tańca współczesnego. Rekrutuje międzynarodowy zespół, poddaje treningowi, którego celem jest otwarcie ustrukturyzowanego klasycznie ciała na bogactwo współczesnych form ruchu, jednocześnie chcąc tą klasyczną tkankę zregenerować. Pragnie tchnąć w polski balet nowe życie. Nie zniechęca się ograniczeniami, podejmuje pracę z najlepszymi i wystawia swój zespół do szkoleniowej konfrontacji.
Owoce jego determinacji podziwiać możemy w Black&White - trzyczęściowym programie, na który skłądają się etiudy autorstwa samego jacka Przybyłowicza Kilka krótkich sekwencji, oraz dwóch choreografów integralnie związanych ze sceną izraelską, której Jacek Przybyłowicz przez siedem lat był częścią, która raz na zawsze - jak sam mówi - odcisneła na nim artystyczne piętno, i z której twórcami łączy go szczególna więź. Mowa tutaj przede wszystkim o Ramim Be'erze - dyrektorze artystycznym Kibbutz Contemporary dance Company, będącego synonimem najwyższej jakości twórczej. Zrealizowana z teatrem Wielkim praca Motyle jest transpozycją stworzonej przez niego onegdaj choreografii i zarazem pierwszą realizacją tego cieszącego się ogromnym uznaniem artysty w Polsce. Intensywność i stopień zaangażowania znamionujący pracę Ramiego Be'eera, nierzadko będącego również autorem scenografii, oświetlenia, a nawet kostiumów do swoich spektakli były - co potwierdzają sami tancerze - szokującym wyzwaniem. Wysiłek jako taki nie jest oczywiście tancerzom obcy, jednak nauka wymagającej choreografii, przy jednoczesnym poznawaniu zupełnie nowego języka ruchu, do tego nakład pracy, którego nienormowania również się uczą, czynił ów wysiłek nieproporcjonalnie większym. Tym też większe należą się młodym artystom wyrazy uznania. Nakład ich pracy znajduje bowiem ważkie artystyczne odzwierciedlenie i jako widzowie mamy nadzieję, że budzi również świadomość artystów dotyczącą ich roli na scenie. Nie "maszyn do tańczenia", jak skwitował swój wkład Arkadiusz Gumny partnerujący Dianie Gajownik w duecie Motyle, lecz interaktywnych nosicieli, interpretatorów i komunikatorów znaczeń.
Drugim z partnerujących w programie Blackj&White choreografów jest Itzik Galili. Również artysta izraelski, laureat wielu światowych nagród, w tym taż za projekty oświetleniowe. W istocie, obok fizykalności emanującej z prac izraelskich twórców, jednoczesny nacisk na oprawę techniczną i inscenizacyjna dyscyplina wydaje się ich znakiem rozpoznawczym. Prowadzący w Holandii swój własny zespół Dansgroep Amsterdam Itzik Galili kreuje dla znamienitych euroepejskich scen baletowych, w tym Ballets de Monte Carlo, dla którego oryginalnie powstało prezentowane w Tarnowie Things I told nobody.
Każda z trzech składowych wieczoru Black&White jest zupełnie inna. Tym, co je spaja to artystyczny rodowód choreografów. Przenicowując materię tańca, warstwę ruchu i fizycznej ekspresji wykorzystują do granicy eksploatacji, podporządkowując ją ambitnemu artystycznemu celowi. I cel jest tym, co radykalnie te propozycje od siebie odróżnia. Itzik Galili sięga do klasycznych utworów Vivaldiego, Mozarta, Hendla i Satiego, czerpie garściami z klasycznego ruchu, niewiele sobie przy tym robiąc z muzycznej czy baletowej struktury. W całym zdyscyplinowanym, wieloosobowym układzie zdaje się poruszać ze swobodą i dystansem, nie do końca na poważnie biorac sugestywne, drastyczne, jakby wtrącone do choreografii momenty, które decydować by mogły o jego znaczeniowej powadze. Choregrafa przedkłada surrealistyczne postrzeganie rzeczy, nad właściwe dramatyzmowi napięcie. Woli flirtować z treścią, niż ją teatralizować.
|
|
Rami Be'er proponuje obraz kameralny, którego ruchowa intensywność nie pozwala ani na chwilę odwrócić wzroku, zaś tancerzom ani na moment stracić czujności. Emocjonalna fabuła jest tu czytelna. Przeobrażający się w czasie związek kobiety i mężczyzny mógłby się wydawać tematem schematycznym, gdyby nie dojrzałość choreografa potrafiącego dotknąć intymności, wyjąć ją z ram tej specyficznej historii i uczynić uniwersalną. Oglądając Motyle - przemijalność romantycznych uniesień, nieuchronność zmian, nieodwołalność początków i końców tak w byciu ze sobą, jak i w byciu nawzajem - mamy do czynienia ze sztuką choreografii przez duże S.
I w końcu sytuujący siebie w cieniu zaproszonych do współpracy twórców sam Jacek Przybyłowicz i jego Kilka krótkich sekwencji. Dlaczego w cieniu? Bodaj tylko z osobistej skromności i pokory, gdyż jego choreograficzna propozycja dostarcza nie mniejszych wrażeń. Pozostając w kręgu muzyki i stylizacji barokowej Jacek Przybyłowicz w artystycznej współpracy z Katarzyną Kozyrą przedstawia szereg impresji wadzących się z obyczajowymi konwencjami, dla których pożywką jest znamionujący epokę baroku ambiwalentny stosunek do ciała, ciała i uczuć wyższych, religijnie motywowane dążenie do odrodzenia cnót, przy jednoczesnej rozwiązałej obyczajowości dworu. I choć nic w tej choreografii nie wydarza się wprost, to budowana na scenie atmosfera - dyscyplinujące, a zarazem zmysłowe kostiumy, wersalska, a zarazem głęboko refleksyjna muzyka Marin Maris, minimalistycznie ekskluzywna scenografia rozwijanego chodnika z piór, rokokowo oprawiony ruch - mówi o ogromie zmysłowości, na którą społeczny zwyczaj raz wydaje, a raz wycofuje przyzwolenie. Na raz dotykamy smutku i jałowości jej niedoboru, jak i goryczy i pustki jej nadmiaru. Udaje się więc niepewnemu swego Jackowi Przybyłowiczowi coś naprawdę dobrego, a mianowicie otrzeć się o to, co w ludzkim przeżywaniu uniwersalne - o konflikt między materią, a duchem i brak rozstrzygnięć czy w istocie są jednym czy osobnym.
Po podsumowanie zupełnie niejednobarwnego w odbiorze wieczoru Jacek Przybyłowicz sięga po fragment spektaklu swojego choreograficznego mistrza Ramiego Be'era, dając wyraz swojej trosce o przyszłość zawodu/zajęcia tancerza w Polsce i zabierając głos w temacie pozbawienia tancerzy zawodowych prawa do wcześniejszej emerytury. Występujący na scenie tancerze gestorecytują fragment wiersza Davida Avidana o życiu nomada - właśnie o drodze, jaką podąża tancerz w świecie współczesnym.
Natasza Moszkowicz
|